Budrys, który z dwutygodniowego pobytu u babci wrócił rozpuszczony jak dziadowski bicz, przewrócił się z jednego boku na drugi, przełożył łeb z prawej na lewą stronę mojej prywatnej poduszki i precyzyjnie oparł nos o – dosłownie centymetrową – wypustkę wystającą z kanapy. Chwilę później, a dokładniej: ułamek chwili po tym, jak jego wzrok spotkał się z moim, na kanapie się zakotłowało, Gruby stał owinięty kocem na środku podłogi, a w całym pokoju unosiły się tumany sierści.
Mina psa nie zostawiała złudzeń co do wybranej linii obrony i mówiła mniej więcej tyle:
– no siema! co się gapisz, przecież ja tu tak stoję od godziny jak nie dłużej i nigdy w życiu nie wszedłbym na łóżko. A poza tym koc zemdlał i musiałem go podnieść z podłogi.
– Budrys! – wydarłem się grzecznie – widziałem!
– Oj tam widziałeś… ja przecież jestem w kolorze poduszki, mogłeś się pomylić – futro nie dawało za wygraną, więc i ja odpuściłem. Tłumaczenie psu, że to nie on jest w kolorze poduszki tylko poduszka – cała w kłakach – przybrała jego kolor, nie miało większego sensu. Byłem zmęczony.
Chwilę później mieszkanie wypełnił zachrypiały głos Nicka Cave’a. Przez chwilę próbowałem pozbyć się kłaków z kanapy, ale ponieważ miałem mniejsze szanse niż Syzyf na wepchnięcie na górę pewnej kamiennej kuli, westchnąłem z rezygnacją i położyłem się na – ciepłym jeszcze – kocu.
Chwilę później w domu rozległo się drugie przeciągłe westchnięcie, poczułem na czole łapę, potem drugą i trzecią, dostałem 2 razy ogonem w mordę i zanim zdążyłem zaprotestować, Budrys wepchnął się pod koc.
– Adam, o czym on śpiewa? – spytało 42 kilogramowe futro, robiąc jednocześnie minę „możesz się drzeć, ale i tak nie zejdę”.
– O przemijaniu, grubasie – odparłem.
– A co to jest przemijanie? – spytał pies, jednocześnie sprawdzając nosem, czy aby na pewno zjadłem każdy okruszek bułki z talerza.
– To jak z tą bułką Budrys – odparłem po dłuższym namyśle. Była, cieszyłeś się, że jest, oblizywałeś się i czekałeś na moment, w którym ją zjesz. W końcu ją zjadłeś i… nie ma.
– I jest pustka – dodał pies, patrząc niezwykle mądrze za każdym razem, gdy wymawiałem magiczne słowo „bułka”. – jest pustka w brzuchu, pysku i na talerzu – doprecyzował.
– Tak Gruby, jest pustka – powiedziałem sam do siebie, patrząc na siwiejący łeb psa. Jest ogromna pustka, której nie da się niczym wypełnić.
– No spokojnie spokojnie, nie ma co beczeć – Budrys zerwał się z koca i radośnie merdał ogonem – chodź, pokażę Ci magiczne miejsce, którym można wypełnić pustkę – powiedział Budrys i pognał w kierunku kuchni.
Poszedłem za nim modląc się w duchu, żebym jeszcze przynajmniej za rok, miesiąc przed wigilią, szedł za nim tą samą drogą w kierunku lodówki. A może i za dwa lata, a może za trzy…
***
Nadchodzi zima. Pamiętajcie o psach, które czekają w schroniskach. Wiele z nich nie przeżyje mrozów. Część z tych, które odejdą nigdy nie była w domu i nie leżała w ciepłym kącie.
W grudniu ludziom otwierają się serca. Już niedługo opublikujemy kolejne historie adopcyjne, odwiedzimy następne schroniska i napiszemy więcej o naszym projekcie. Pomóżcie nam i udostępniajcie nasze wpisy. Zapraszajcie również znajomych, do polubienia naszego profilu. Każda nowa osoba (i jej znajomi) to setki nowych szans na adopcję.
Razem możemy wszystko, prawda?